O bieganiu pisałam już na blogu nie raz. Jeden z artykułów był poświęcony temu dlaczego warto biegać jesienią. Dla mnie jesień to ulubiony czas na uprawianie tej formy aktywności. A bieganie w pięknych okolicznościach przyrody to już w ogóle coś co sprawia, że robi się dobrze na duszy, a i można nacieszyć oko. Okazję do sprawienia sobie takiej właśnie przyjemności miałam podczas imprezy, o ciekawej nazwie Ultra Tur. Odbyła się ona w dniu 16. października 2022 r. na terenie Puszczy Zielonka. Oprócz tego, że trasa przebiegała przez lasy to i sama długość trasy stanowiła wyzwanie. Uczestnicy mieli bowiem do wyboru jeden z 3 dystansów:

  • 14 km;
  • 27 km;
  • 51 km.

Razem z mężem wybraliśmy dla siebie bieg na 27 km i moja opinia dotyczyć będzie właśnie tego dystansu.

ultra tur ścianka
ultra tur numer startowy

Ultra Tur 2022 - 27 km

Decyzje o zapisaniu się na ten bieg podjeliśmy 10. czerwca 2022 r. Zarówno dla mnie jak i dla mojego męża wybrany dystans stanowił najdłuższy jaki mieliśmy do pokonania . Nasze dotychczasowe poczynania kończyły się bowiem na dystansie półmaratonu. Dla przypomnienia, półmaraton jest na 21 km. Tu natomiast do pokonania mieliśmy 27 km. Jednak pokonywanie takiej odległości na asfalcie w miarę płaskim terenie, a w trailu, gdzie mieliśmy całkiem sporo podbiegów, to zupełnie inny wymiar biegania. Niby tylko 6 km więcej niż w półmaratonie, a tak na prawdę było to coś praktycznie nie do porównania ze startem np. w Poznańskim (czy jakimkolwiek miejskim) półmaratonie.

Także w moim odczuciu bieganie w tak różnych warunkach jest po prostu zupełnie nieporównywalne. Co oczywiście nie oznacza, że uważam, iż bieganie terenowe jest złe! Jest po prostu diametralnie inne. Można podziwiać piękne widoki. Tu nie brakowało pięknej polskiej jesieni mieniącej się kolorami żółci, pomarańczy, czerwieni i brązu. Ponadto przebiegaliśmy również w okolicach kilku jezior, gdzie też widoki były po prostu malownicze. Za to należało bardzo uważać na wystające korzenie czy kamienie, o które bardzo łatwo było zahaczyć stopą i zaliczyć wywrotkę. Taka właśnie sytuacja przydarzyła się mojemu mężowi. Przy całej tej sytuacji uderzył paluchem o korzeń, w efekcie czego palec został odbity. Miało to miejsce na 7 km. Oznacza tyle, że cały kolejny dystans przebiegaliśmy na przemian z marszem. Udało się na punkcie odżywczym zasięgnąć pomocy ze strony ratowników medycznych. Potraktowali paluch specjalnym chłodzącym aerozolem. Nie zmieniło to wiele, ale chociaż na krótko przyniosło ulgę.

Z mojej strony trudne były ostatnie kilometry. Nie miałam żadnej kontuzji, ale nogi traciły moc, szczególnie kiedy się zatrzymywałam ciężko było znów nabrać tempa. Dlatego na ostatnim odcinku mąż został nieco w tyle. Ja natomiast pobiegłam przodem i przekroczyłam linię mety jako 89 uczestnik. Mąż dotarł jako uczestnik 92. Przyznać mogę, że liczyliśmy na to, iż zmieścimy się z naszym biegiem w 3 godziny. Niestety nie udało się tego zrealizować, ale z pewnością będziemy próbować poprawić ten wynik!

Kwestie organizacyjne

Zarówno start i meta położone były w tym samym miejscu, także nie było konieczności przechodzenia gdzieś dalej by odebrać rzeczy z depozytu, wziąć coś do picia czy spróbować posiłku regeneracyjnego jakim była całkiem smaczna zupa.

Korzystaliśmy z depozytu ze względu na to, że zabraliśmy ze sobą bluzy. Start naszego dystansu był o godzinie 9:15, a rano było jeszcze całkiem chłodno. Pakiety odebraliśmy dzień wcześniej w Poznań w Decathlon Franowo. Zatem dojechaliśmy w dniu startu dosłownie kilkanaście minut przed samym biegiem. Dzięki temu nie musieliśmy długo oczekiwać i marznąć. 

Na naszej trasie mieliśmy dwa punkty odżywcze, który w zasadzie był jednym punktem mijanym dwukrotnie. Na punkcie bez problemu można było coś wypić lub szybko przekąsić. Mimo tego, iż organizator zastrzegał by mieć własne składane kubki na napoje (których my w sumie nie mieliśmy), to były też dostępne kubki jednorazowe. Zatem jak ktoś miał własny to mógł prosić o napełnienie, a kto nie miał ten korzystał z plastikowych przygotowanych przez wolontariuszy.

Wracając do samej trasy to była dobrze oznaczona. Co jakiś czas mijaliśmy rozwieszone taśmy z logo biegu, a w punktach, gdzie ścieżki się łączyły oczekiwały osoby, które kierowały zawodników we właściwym kierunku. Słyszałam od uczestników biegu z ubiegłego roku, że wówczas zdarzyło się komuś zgubić, a przyczyną był fakt, iż ktoś “uprzejmy” zerwał taśmy oznaczające kierunek trasy. Szczęśliwie w tym roku nie doszło do takich nieporozumień. Natomiast małym zaskoczeniem okazał się fakt, że kiedy mój zegarek pokazał 27 km, to nadal nie widziałam mety! Przekroczyłam jej próg dopiero prawie 1,5 km dalej. Nie wiem skąd pojawiły się takie różnice w dystansie i po której stronie leży ten błąd. 

Co mieliśmy ze sobą na trasie

Jako, że nie braliśmy wcześniej udziału w tego typu imprezie, to zaskoczyły nas wymagania dotyczące wyposażenia na trasie. Należało mieć plecak lub pas, bukłak bądź bidon z wodą czy jakimś napojem, folię NRC, kubek na napoje do uzupełniania w punktach odżywczych. To oczywiście takie wyposażenie, które było w miarę nietypowe dla mnie jako uczestniczki innych biegów, ale jednak o charakterze bardziej miejskim. Kupiłam specjalny plecak z bukłakiem – dokładnie ten model marki EVADICT. Nie udało mi się go przetestować przed biegiem, ale na szczęście nie było żadnej przykrej niespodzianki i spisał się doskonale!

Miałam ze sobą na plecach 1 litr ulubionego izotoniku o smaku limonka-czarny bez (dokładnie tego). W kieszonkach zmieściłam bez problemu telefon, chusteczki higieniczne, folie NRC i żele, z których korzystałam podczas biegu. Także spełniliśmy prawie wszystkie warunki jako uczestnicy, zabrakło nam jedynie kubka, ale nie był on niezbędny dla korzystania z napojów w punktach odżywczych. Sama zresztą jeśli chodzi o nawodnienie, korzystałam wyłącznie z tego co miałam ze sobą i nie zdążyłam wypić wszystkiego na trasie.

Ultra Tur 2022 - podsumowanie

Mimo tego, że po przekroczeniu mety moje nogi były tak pospinane, że musiałam je sobie pilnie porozciągać by nadawał się do dalszego użytku, to miałam uśmiech na twarzy. Zmaganie się z trasą Ultra Tura było wyzwaniem, ale przyniosło też radość. I trochę też niedosyt. Zdaję sobie sprawę, że gdyby nie to felerne potknięcie zrobilibyśmy to z mężem znacznie lepiej. Dlatego bardzo liczę, że impreza wróci również w następnym roku, a my będziemy mieli okazje przygotować się do startu znacznie lepiej. Liczę też na to, że za rok medale będą równie piękne jak ten, który odebrałam na mecie w ubiegłą niedzielę!

medal ultra tur

Dodaj komentarz